Jedna z najzabawniejszych i najbardziej żenujących rzeczy, jakie widziałem. Oby przetrwało więcej niż jeden sezon!
Myślę dokładnie to samo. Z jednej strony bawiłam się przednio i żałuję, że jest tego tak mało, a z drugiej często miałam potężne ciarki żenady. Moje ulubione skecze to ten z parodią chamskich product placementów w serialach (koszulka z wybrzuszeniem za które można pociągać, kiedy materiał przyklei ci się do brzucha - kto genialny wpadłby na coś takiego?) i z tym psycholem, który chciał się mścić w samolocie. No i ta muzyka z napisów i przerywników... Znalazłam jedną z tych piosenek i słucham.
Wkręciłem się od pierwszej sceny - tej z rozmową kwalifikacyjną w barze i otwieraniem drzwi. Masa żartów tak głupich, że aż świetnych. Skecz ze stadniną koni, w której są koniec z małymi penisami - mistrz.