Jaka jest wasza ulubiona scena?
Wg. mnie jest to jak ten błotny stwór bodajże ze studni wychodzi (dawno oglądałam nie pamiętam) i zabiera temu dziecku oczy (i usta?). To było przerażające i zarazem wstrząsające. A to dziecko jeszcze później za tymi oczami szukało.
Dokładnie. To była najlepsza scena w całym filmie. Niezła jeszcze była z tym koniem, co tego dzieciaka dorwał. No i śmiechowa jak Grimi lizał żabę, a jej się widać spodobało bo odwróciła się jednoznacznie na plecy;)
Zważywszy na to, że skóra niektórych gatunków żab i ropuch wydziela substancje toksyczno-drażniące, nie zdziwiłabym się, że po lizaniu żaby zobaczy ktoś więcej, niż normalnie.
Nie palmy zioła, liżmy żaby :D
A dla mnie definicja "sceny" to malarskość. Zapadły mi w pamięć np.silne czerwienie w siedzibie Królowej Luster, przypomniało mi się wtedy malarstwo Beksińskiego (wcześniej też czasem mi się z pewnymi scenami kojarzyło). Mam też przed oczyma przejaskrawioną żółć sceny finałowej - w widoku wioski (jak u Wyczółkowskiego czy w pracach Bractwa Prerafaelitów) . Gilliam myśli obrazami, bo też patrzeć i marzyć plastycznie, barwnie, nauczyli nas wielcy malarze, np. owi prerafaelici, których dziedzictwo często odnajdywałem w tym filmie.