Nie jestem miłośnikiem kina De Palmy, aczkolwiek cenię niezwykle mocno film "Carrie". Miał on wszystko co dobre w horrorze obyczajowym, że tak go nazwę i okazał się nawet lepszy od książkowego oryginału.
"Mój brat Kain" jest przedobrzony w każdym calu. Sam pomysł wyjściowy jest nawet interesujący, lecz samo wykonanie już nie tak bardzo.
Jak zwykle u De Palmy świetna była praca kamery. To jeden z nielicznych plusów. Zdjęcia też. Muzyka trochę mniej. Trzyma w napięciu czasami nawet mocno.
Ale scenariusz sypie się na kawałki, bo powstaje tuzin nielogiczności, sceny są sztucznie udramatyzowane, za dużo zbiegów okoliczności, naciągane i jakieś takie przejaskrawione do granic absurdu. Postacie są wszystkie jakieś takie sterylne, że tak powiem, nierzeczywiste, jak to często pokazane jest w filmach amerykańskich.
Aktorzy wypadli w większości niewiarygodnie.
John Lithgow zbyt szarżował i przeszarżował, ale momentami bywał wiarygodny. To jeden z najlepszych aktorów charakterystycznych trzeba przyznać.
Lolita Davidovich oraz Steven Bauer wypadli sztucznie i mówiąc krótko: gra ich nie przekonuje, szczególnie Bauera.
Za to brawa należą się Frances Sternhagen za prawie mistrzowską rolę psycholog. Rolę bardzo zabawną. I całkiem wiarygodną.
Tak więc jako film oceniam go nie więcej niż na 6/10, bo w zasadzie nie jest taki zły, ale dobry też nie.
Ogólnie się z Tobą zgadzam. Scenariusz dać do poprawki, a później do realizacji innemu reżyserowi, bo ten, niestety nie podołał zadaniu... <3/10>