Poznaliśmy laureatów
13. edycji festiwalu Mastercard OFF CAMERA (pełną listę zwycięskich filmów znajdziecie
TUTAJ). Wśród docenionych tytułów znalazły się "
Maryjki"
Darii Woszek nagrodzone przez publiczność. Mamy dla Was recenzję tego filmu. Poniżej sprawdzicie, co w "
Maryjkach" może się podobać najbardziej.
***
Na karuzeli recenzja filmu "
Maryjki", reż. Daria Woszek
W świecie "
Maryjek" wszystko obraca się wokół seksu: horoskop przepowiada namiętną noc z kochankiem, para małolatów obściskuje się przed blokiem, a hormonalna terapia zastępcza w okresie menopauzy skutkuje nagłym rozbudzeniem seksualności u Marii (
Grażyna Misiorowska), 50-letniej dziewicy. Wyobrażenia miłosne kobiety kreują jedynie pieczołowicie przechowywane w foliach harlekiny, pochłaniane wieczorami z wypiekami na twarzy, także przez jej imprezową siostrzenicę Helenę (
Helena Sujecka).
Portret protagonistki wydaje się opierać głównie na stereotypach. Wycofana i sentymentalna starsza kobieta pracuje w supermarkecie, a samotność rekompensuje sobie gromadzeniem figurek Maryi. Do pełnoprawnego wizerunku typowej starej panny brakuje jeszcze tylko kilku kotów, ocierających się o łydki. Na tym jednak schematyczność postaci się kończy. Wskutek źle zaaplikowanej kuracji hormonalnej w kobiecie zaczynają bowiem buzować hormony. Międzynarodowy tytuł pełnometrażowego debiutu
Darii Woszek świetnie podkreśla owo zmysłowe vertigo poprzez skojarzenie z amerykańskim słowem merry-go-round, w tym wypadku rozpędzonej karuzeli emocji, na jaką wsiada nieprzygotowana Maria.
Dzięki uwolnionym niespodziewanie namiętnościom wszystko wokół staje się wyrazistsze, kolorowe, sensualne, co świetnie oddaje mieszanka wizualnych i muzycznych inspiracji. Organy i partie chóralne na ścieżce dźwiękowej
Bartosza Chajdeckiego mieszają się z nowoczesnymi brzmieniami. Czerwone i niebieskie światła w kadrach
Michała Pukowca prześlizgują się po wnętrzu PRL-owskiego z ducha mieszkania zaprojektowanego przez scenografkę
Alicję Kazimierczak i dekoratorkę
Maję Gralak. Nawet pop-artowy wystrój marketu, z pastelowymi ścianami i barwnymi etykietami produktów na półkach, przełamany zostaje odrapanymi pustymi ladami rodem z poprzedniego ustroju. Z jednej strony sklep stanowi oczywisty owoc kapitalizmu, gdzie wszystko musi być eko, bio i gluten free, z drugiej natomiast zlokalizowany w krakowskiej Nowej Hucie spożywczak jawi się jako oznaka ciągłego tkwienia jedną nogą w komunistycznym systemie.
Całą recenzję Joanny Krygier można przeczytać TUTAJ.